Sylwia
Jestem w 100% kociarą i nikt wcześniej nie mógł mnie przekonać do pokochania psa. Lubiłam je, ale jakoś nie umiałam się z nimi związać. Maszka (mój obecnie 8 miesięczny kundelek w typie labradora) zmieniła kompletnie moje podejście. Przez swoją cierpliwość, radość życia i przede wszystkim potrzebę bycia blisko z człowiekiem zrobiła z milośniczki kotów również milośniczkę psów. Przyczyniła się też do tego jej smutna historia...
Maszka w wieku 5 miesięcy złamała łapkę. Przez niekompetencję weterynarza po dwóch operacjach i prawie trzech miesiącach "leczenia", doprowadzono ją do stanu gdzie już nawet laik widział, że coś jest nie tak. Skonsultowałam więc w końcu ten przypadek gdzie indziej i załamałam się. Podejrzewano uszkodzony nerw. Do tego widoczne już zaniki mięśni i zaburzone krążenie w łapce w ocenie większości weterynarzy ortopedów dyskwalifikowało ją z podjęcia próby ratowania tej łapki... Wydano wyrok, że trzeba amputować... Jednak za bardzo pokochałam tego czworonożnego stwora, żeby o niego nie zawalczyć. Jeździłam z nią po różnych klinikach, Maszka cierpliwie znosiła długą jazdę samochodem, wszystkie badania, nawet te bolesne... W poczekalniach wtulała się we mnie jakby chciała powiedzieć, że czuje się przy mnie bezpiecznie. Dawała ze sobą robić dosłownie wszystko...
Obecnie walczę o powrót do jej sprawności. Jeden jedyny weterynarz z okolicy podjął się próby ponownej operacji, a zaraz potem czeka nas rehabilitacja. Jestem spokojna, bo wiem, że Maszka cierpliwie zniesie wszystkie te zabiegi, jakby wiedziała, że to wszystko to walka o nią i jej sprawność i jakby ufała mi bezgranicznie.
Mimo, że nie przepada za nieznajomymi i nie daje się dotknąć, lekarzom pozwala się badać i działać... To najcudowniejszy pies jaki mógł mi się trafić. Mądry, radosny i szalenie cierpliwy, po prostu wyjątkowy. Przede wszystkim to jedyny pies, który przekonał do siebie stu procentową kociarę... Teraz już psiaro-kociarę ;)